Archiwum kategorii: Kościół Ewangelicki na Górnych Łużycach i Dolnym Śląsku

Kościół Krzyża Chrystusowego w Lubaniu

W czasie konferencji „Kościół Krzyża Chrystusowego w Lubaniu – utracony symbol zapomnianej historii” zorganizowanej 15.11.2013 roku przez Muzeum Regionalne w Lubaniu oraz Parafię Ewangelicko-Augsburską w Lubaniu zaprezentowanych zostało kilka referatów. Pani Barbara Grzybek z Archiwum Państwowego we Wrocławiu wygłosiła referat dotyczący sprawy zburzenia zabytkowego kościoła w Lubaniu w latach 1956-1957 w świetle źródeł archiwalnych (badania wstępne) >>>

Kościół w Żeliszowie leży na terenie Parafii Ewangelickiej w Lubaniu

Piękny ewangelicki kościół z końca XVIII wieku w Żeliszowie ma szansę na ocalenie. Na pomoc ruszyła warszawska Fundacja ?Twoje Dziedzictwo”, która przejmie od gminy i wyremontuje zniszczony budynek. Kościół należy do najpiękniejszych opuszczonych obiektów Europy.

Od końca XVIII wieku ewangelicy gromadzili się w zapierającej dech w piersiach budowli, jaką jest kościół w Żeliszowie. Do jego powstania najprawdopodobniej przyczynił się słynny projektant Bramy Brandenburskiej – Carl Gotthard Langhans. Po 1945 roku obiekt przestał pełnić funkcję sakralną i zaczął popadać w ruinę.

 —————————————

Fundacja „Twoje Dziedzictwo” objęła opieką tę perłę architektury Dolnego Śląska, wierząc w możliwość doprowadzenia obiektu do stanu z czasów świetności. Aby zabytek przetrwał, wymaga gruntownego remontu. Fundacja jest otwarta na wszelką współpracę na rzecz zachowania „Perły Żeliszowa”.

Na zachodzie i północy Polski w różnych miejscach można do dziś spotkać opuszczone, niszczejące kościoły. Zwane są często „poewangelickimi”. Nazywa są tak, ponieważ były do 1945 roku używane przez parafie ewangelickie, które później przestały istnieć. Jednym z nich jest kościół w Żeliszowie koło Bolesławca.

Serdecznie zachęcamy do przyłączenia się do naszej inicjatywy, czy poprzez przekazywanie informacji, wpłaty na konto przeznaczone na remont dachu dawnej świątyni, czy też w inny sposób.

Więcej informacji znajdą Państwo na stronie internetowej: Twoje Dziedzictwo

Kościół ewangelicki w Raciborowicach/Gross Hartmansdorf

 

Kościół ewangelicki w Raciborowicach w powiecie bolesławieckim (Gross Hartmansdorf) sięga połowy XVI wieku. Ewangelicy zamieszkiwali tę miejscowość od czasów reformacji. Na początku XVII wieku liczba mieszkańców Gross Hartmansdorf (Raciborowic) wyznania ewangelickiego przewyższyła liczbę katolików. W czasie wojny trzydziestoletniej w latach 1618-1648 ewangelicy otrzymali kościół, który służył katolikom. Po zakończeniu wojny i w wyniku ustaleń traktatu pokojowego ewangelicy zostali zobowiązani do oddania kościoła i przyległych budynków, a pastor Samuel Scholz został zmuszony do opuszczenia wsi. W 1654 roku przed wyjazdem pastor Samuel Scholz odprawił nabożeństwo pod gołym niebem na wzgórzu przeciwległym do kościoła katolickiego, które zgromadziło większość mieszkańców wsi. W 1742 roku po zajęciu przez Prusy Dolnego Śląska król Fryderyk II ogłosił wolność religijną, co dało możliwość reaktywowania parafii ewangelickiej w Gross Hartmansdorf. Pierwsze nabożeństwa odprawione zostały 6 i 7 stycznia 1742 roku przez pastora Johanna Georga Thomasa, jeszcze na odkrytym wzniesieniu. Ewangelicy w Hartmansdorf zaczęli wkrótce budować nowy kościół. Usytuowano go symbolicznie na miejscu, gdzie odprawił ostatnie nabożeństwo pastor Samuel Scholz zmuszony ze względów politycznych do opuszczenia Gross Hartmansdorf w roku 1654. Nowy kościół wzniesiono z gliny i z drewna, a pokryty był deskami.

Raciborowice 2012 miejsce po kościele ewangelickim

Był on wielokrotnie poddawany przebudowom, by osiągnąć ostateczny kształt pod koniec XIX wieku. Końcową fazą budowy było dobudowanie nowej wieży w 1884 roku, a jej projektantem był znany i ceniony na całym Śląsku architekt bolesławiecki Peter Gansel. Na wieży umieszczono zegar z czterema tarczami i zamontowano 4 dzwony kościelne. Po II wojnie światowej kościół podzielił los wielu innych kościołów ewangelickich na Dolnym Śląsku stając się łatwym łupem dla grabieży i niszczenia często za przyzwoleniem władz. Kościół stopniowo popadał w ruinę, a jego wyposażenie wywieziono i przekazano innym parafiom, między innymi ołtarz główny trafił do kościoła w Sędzimirowie. Pod koniec lat 70. XX wieku w czasie realnego socjalizmu podjęto decyzję o zburzeniu kościoła. Miejsce po kościele porosła trawa i samosiejki, a resztki kamieni rozsypane leżą do dziś na całym terenie, gdzie stał kościół. Dłuższy czas pozostawał jeszcze cmentarz okalający kościół, ale z inicjatywy budujących cementownię, przez sam środek cmentarza, bez ekshumacji, wybudowano drogę do zbudowanych również w tym czasie bloków dla przyszłych pracowników cementowni. Cementownia przestała istnieć, bloki przypominają o socjalistycznym stylu budowania, a jedynie część muru dawnego cmentarza przypomina jeszcze tę niezwykłą historię kościoła ewangelickiego w dawnym Gross Hartmansdorf, a dzisiejszych Raciborowicach. Zniknął cenny zabytek architektury, który był jednak przede wszystkim wyrazem wiary Ludu Bożego pielęgnującego w nim swoją chrześcijańską wiarę.

Dom Modlitwy w Uboczu

Po zakończeniu wojny trzydziestoletniej w 1648 roku protestanci zamieszkujący Śląsk zostali pozbawieni swobody wyznaniowej. Specjalne komisje odbierały im kościoły i mienie przeganiając pastorów. Zostali zmuszeni do uczęszczania do kościołów granicznych.
Stan ten trwał przez blisko 100 lat, kiedy w styczniu 1741 roku król Fryderyk II Wielki polecił berlińskiemu proboszczowi Reinbeckowi wytypować dwunastu kandydatów i wysłać ich do księcia Leopolda von Dessau, celem skierowania do pełnienia posługi kaznodziei w okolicznych wsiach. Od tego momentu wszystkie miejscowości mogły mieć ewangelickiego księdza. W końcu 1741 roku, a więc jeszcze podczas wojny, dwa konsystorze we Wrocławiu i Głogowie rozpatrywały już wnioski mieszkańców wsi i miasteczek. Wszystkie załatwiane były pozytywnie. Zgoda uzależniona była od zobowiązania się gminy do poniesienia kosztów budowy kościoła i utrzymania księdza. W ten sposób w ciągu roku powstało na Śląsku ponad 200 domów modlitwy. Początkowo zalecano aby wspomniane kościoły budować niezbyt wysokie, bez wieży kościelnej i z ogólnie dostępnych materiałów. Stąd pierwsze świątynie, wznoszone w różnych miejscach, były do siebie bardzo podobne.
Kiedy w 1740 roku Fryderyk II podpisał w Rauchschwitz rozkaz sankcjonujący swobodę wyznaniową, również ewangelicy z Ubocza rozpoczęli starania o pozwolenie na budowę. Pierwszy wniosek został przez królewski urząd odrzucony. Postanowiono więc wykorzystać wstawiennictwo u króla, którego podjęli się Hans Friedrich von Tschinnhaus ? właściciel Niedergutu, i baron von Glaubitz. Działania te odniosły spodziewany sukces i 1 grudnia 1742 roku mieszkańcy Ubocza otrzymali zgodę na budowę domu modlitwy.
Ewangelicy z Ubocza przy finansowym wsparciu hrabiego von Schaffgotsch ? właściciela Mittelgutu, i wspomnianego wcześniej Hansa von Tschirnhaus rozpoczęli przygotowania do budowy. Plac użyczył Georg Thamm, za co gmina kościelna zobowiązała się do rocznej zapłaty w kwocie 20 srebrnych groszy. W 1777 roku zaprzestano opłaty dzierżawnej, a Georg Thamm po wpłaceniu 11 talarów uzyskał prawo do dwóch miejsc siedzących.
Materiał na budowę drewniano-szachulcowej konstrukcji, a także siły roboczej dostarczyli właściciele obu majątków ziemskich. Prace postępowały dość szybko, jednak pierwsze nabożeństwo odbyło się zanim budynek oddano do użytku. Stało się tak, gdyż dokonano wyboru pastora jeszcze w trakcie prac budowlanych. Panowie patronatu wybrali spośród trzech kandydatów Johanna Adama Tschorna ze Lwówka Śląskiego. Swoje pierwsze kazanie pastor wygłosił w Zielone Świątki, 2 czerwca 1743 roku, w stodole, a stało to się jeszcze przed oficjalnym mianowaniem, które nastąpiło 24 września. 7 października 1743 roku odbyła się uroczystość poświęcenia kościoła.
Podobnie jak w innych miejscowościach nakłady na budowę domu modlitwy zostały częściowo sfinansowane przez samych wiernych, którzy wykupywali miejsca w kościelnych ławkach. Miejsca były numerowane i przynależne do gruntu, co przy zmianie właściciela zachowywało prawo do ławki. Opłaty były zróżnicowane i w zależności od miejsca wynosiły odpowiednio 10, 8 i 5 srebrnych groszy. Oczywiście podobnie jak dzisiaj wartość pieniądza ulegała dewaluacji i w zapiskach kościelnych znajduje się informacja o zbyt niskiej opłacie za miejsca w kontekście potrzeb.
W 1747 roku od miejscowego handlarza Christiana Dittricha gmina ewangelicka odkupiła dom z przeznaczeniem na mieszkanie dla pastora i szkołę ewangelicką. Początkowo pastor otrzymywał rocznie na utrzymanie 100 talarów oraz drewno na opał. Kiedy po roku 1750 król Fryderyk zwolnił ewangelików od opłat na rzecz księży katolickich, przekazywana kwota wzrosła o 20 talarów.
Pierwsze organy zagrały w 1750 roku. Był to używany instrument z Wlenia, prostej budowy, zainstalowany w drewnianym zborze ewangelickim. Podczas próby naprawy 7 września 1879 roku odczytano notatkę ?Joh. Gottlieb Meinert, budowniczy organów z Wlenia. Anno 1745?. Za instrument gmina zapłaciła 100 talarów. Były to używane organy z Unięcic, wcześniej wypożyczane. Interesujący jest zapis, że przy transporcie przez Gryfów Śl. trzeba było zapłacić cło w kwocie 2 talarów i 6 srebrnych groszy.
Użyty do budowy Bethausu materiał szybko niszczał i już po siedmiu latach przystąpiono do napraw budowlanych, przy których pracowało dwóch murarzy i dwóch cieśli. W roku 1787 kościół otrzymał nowy fundament, który poszerzył od strony południowej loże dziedziców i jednocześnie dobudowane od południowej strony wejścia otrzymały masywne schody prowadzące do obu naw. Ta przebudowa kosztowała 430 talarów, 9 srebrników i 2,5 feniga. Budowę loży właściciele ziemscy opłacili sami. Wcześniej, bo w roku 1778, pokryto budynek łupkiem. Wcześniej powiększono okna i odnowiono główne wejście, a w wyniku częściowej przebudowy powiększono ilość miejsc kościelnych, co przełożyło się na wzrost wpływów z podatków z 77 na 124 talary.
W 1775 roku przy Bethausie wybudowano wysoką na 44 metry wieżę dzwonniczą. Z tej okazji Carl Ludwig Hoffmann, właściciel Mittelgutu, podarował 100 marek i dwa dzwony. Zostały one odlane w Jeleniej Górze przez Johanna Ehrenfrieda Sieferta. Ważyły one odpowiednio 14 i 8 cetnarów, a jeden z nich zawierał dedykację poświęconą żonie Euphrosinie.
W Zielone Święta 20 maja 1794 roku mieszkańcy Ubocza obchodzili jubileusz 50-lecia kościoła. Z tej okazji młodzież podarowała świątyni chorągiew z napisem: ?Za wolność religijną, która nas cieszy od 50 lat, dziękuje dzisiaj Bogu młodzież z Ubocza, w poniedziałek Zielonych Świąt, 20 maja 1793 roku?. Dodatkowo dziewczęta szkolne wyhaftowały mały czerwony jedwabny obrus na ołtarz, a nieznani ofiarodawcy podarowali drewnianą chrzcielnicę i dzbanek do chrztów.
W spisie inwentarza z 1783 roku wyszczególnione zostały następujące przedmioty: niebieskie nakrycie ołtarza i kazalnicy, zielony obrus, czarny i biały obrus ołtarzowy, para cynowych świeczników, trzy kielichy, w tym jeden do chorych, jedna alba, dwie cynowe misy do chrztów i dzbanek, a także stary cynowy krucyfiks w zakrystii z napisem ? rok 1743 i nazwiskiem Gottfried Kunth, karczmarz we Wrocławiu.
W 1797 roku podjęto decyzję o budowie nowej plebanii, którą zakończono dopiero po pięciu latach. Zwłoka spowodowana była sporem o koszt budowy pomiędzy dziedzicem i gminą. W końcu wypracowano ugodę, zgodnie z którą Karl von Hoffmann zapłacił 1072 talary, gmina 462, a pozostałą kwotę (443) pokryła sprzedaż starej pastorówki. Pierwszym lokatorem został pastor Johann Gottlieb Kullmann, urodzony w Uboczu ? następca pastora Johanna Carla Metthesiusa.
Kiedy pogorszył się stan techniczny wieży zdecydowano o przeprowadzeniu remontu, który wykonano od września do października 1845 roku. Pokryto wieżę nowym łupkiem i pozłocono kulę zwieńczoną chorągwią. W roku 1862 jeszcze raz położono nową podłogę z kafelek, a także odrestaurowano ławki dla kobiet. Założono też piorunochrony na wieży i budynku kościoła, a także na zabudowaniach parafialnych i domu kantora. Kiedy jednak ogólny stan kościoła bardzo się pogorszył postanowiono wiosną 1863 roku o przeprowadzeniu kolejnego remontu. Kościół zupełnie przebudowano. Z muru pruskiego powstała budowla kamienna, a szachulcowo-drewniany fryderykański Bethaus przeszedł do historii.
Ilustracją opisywanej w tekście budowli jest rysunek Fryderyka Bernarda Wernera z ?Topographia Silesiae?, a także zachowane epitafium pastora Kullmanna.
Zbigniew Madurowicz

Kościół Ewangelicki w Świeradowie Zdroju

Historia Kościoła Ewangelickiego (Luterańskiego) w Świeradowie Zdroju jest niezwykle ciekawa i mało znana. Zwłaszcza historia świeradowskich ewangelików – luteran po II wojnie światowej dla których miejscem kultu religijnego był poddawany stale aktom wandalizmu tamtejszy piękny kościół. Nieznani sprawcy i wandale – jak to wówczas zwykło się mówić i pisać dokonywali zniszczeń, aby rozproszyć ewangelików skupionych wokół swego kościoła. Mimo zapewnionej stałej opieki duszpasterskiej i regularnych nabożeństw na siłę próbowano uniemożliwić ich odprawianie. Ostatecznie w roku 1973 długotrwała akcja „nieznanych sprawców” doprowadziła do zburzenia kościoła. Do dziś żyje jednak spora grupa świadków tych zdarzeń. Po kościele nie pozostało nic, a na jego miejscu istnieje dziś czynny cmentarz.

Cmentarz, na którym mieszkańcy Świeradowa-Zdroju grzebią swoich zmarłych ma ponad 250 lat. W czasach niemieckich oraz polskich po II wojnie światowej do roku 1973 otaczał on kościół ewangelicki, który dzisiaj już nie istnieje. Dlatego historia cmentarza powinna objąć też kościół. Na początku XVII w. ewangeliccy mieszkańcy Świeradowa-Zdroju nie mieli w swojej rodzinnej miejscowości ani kościoła ani cmentarza. Aby uczestniczyć w nabożeństwie musieli chodzić do kościoła ewangelickiego w Mirsku. Wszystkie uroczystości kościelne odbywały się w Mirsku, a zmarli grzebani byli na mirskim cmentarzu.

W tamtym czasie Świeradów-Zdrój należał do księstwa Jaworskiego i do katolickich Habsburgów. Jednakże w 1654 r., podczas kontrreformacji, Habsburgowie zamknęli okoliczne kościoły w Mirsku, Gierczynie i Rębiszowie. Sytuacja ta spowodowała, że świeradowscy ewangelicy chodzili na nabożeństwa do oddalonej o 10 km Pobiednej. Była to dla nich długa, którą po pewnym czasie nazwali „kościelną droga do Pobiednej”. Zmarli grzebani byli w dalszym ciągu w Mirsku. Trumna za zmarłym odprowadzana była od szkoły do ostatniego domu w Orłowicach, gdzie przejmowała ją szkoła z Mirska.

W 1742 r. sytuacja zmieniła się pod panowaniem Prus, a ludność otrzymała wolność wyznania, co oznaczało że ewangelicy mogli wreszcie wybudować swój kościół i cmentarz. W grudniu 1741 r. rozpoczęto przygotowani a do budowy kościoła, jednakże plany legły w gruzach. Mimo to ludność postanowiła wznowić budowę drewnianego domu modlitwy – kościoła w miejscu gdzie dziś znajduje się cmentarz. Właściciel pensjonatu „Gospoda” sprzedał ewangelikom działkę budowlaną pod kościół i cmentarz po bardzo korzystnej cenie i pozostawił obok gospody dom jako plebanię.

W okresie budowy nabożeństwa odbywały się w sali obok gospody. Pierwszy pastor Świeradowa-Zdroju – Christian Bottner – pierwsze kazanie wygłosił pierwszego dnia Zielonych Świątek (Święto Zesłania Ducha Świętego) w 1742 r. Poświęcenie kościoła odbyło się 23 października 1742 r., a w następnym roku w trakcie budowy wieżyczki zawieszono dzwon. Pastor Bottner zmarł w 1758 r. a jego następcą został pastor Bergmann z Przecznicy. Na jego polecenie wybudowano w 1764 r. mur wokół cmentarza, który przetrwał do dziś. 30 lat cieszyli się świeradowianie z drewnianego kościółka, który z powodu złego stanu musiał zostać zburzony. W 1767 r. mieszkańcy wspólnie z pastorem postanowili wybudować nowy, większy kościół z trwalszego budulca. W tym czasie miejscowość liczyła już 225 domów. Mieszkańcy żyli skromnie, utrzymując sie głównie z leśnych robót i owoców pracy na roli. Wybudowanie kościoła, było dla nich dużym poświęceniem.

Kościół wzniesiono z dużym rozmachem w stylu barokowym. Od bramy głównej kroczyło się przez dużą nawę kościoła do ołtarza z obrazem błogosławiącego Chrystusa. Ze wspaniale wykonanego sklepienia zwisały trzy ogromne żyrandole. Na pierwszym piętrze znajdowała się okalająca wnętrze kościoła empora, w której siadali mężczyźni. Kobiety zajmowały miejsca na dole. Na drugim piętrze wznosiły się ogromne organy, a w każdym z czterech kątów kościoła znajdowały się niewielkie empory. Podczas nabożeństw śpiewały tam dzieci podzielone na cztery chóry. Na dole w nawie znajdowała się pięknie ozdobiona ambona. Na przedniej ścianie okalającej empory, w pobliżu ołtarza wisiały obrazy pastorów. Oprócz wejścia głównego, do kościoła prowadziły jeszcze trzy inne wejścia. Po 13 latach – w 1780 r. budowa kościoła została zakończona. Jednakże z braku funduszy dopiero po 12 latach dobudowano wieżę. Pierwszą plebanię zburzono w 1879 r., a na jej miejscu wybudowano nową, która stoi po dziś dzień, ale niestety nie służy swojemu pierowtnemu przeznaczeniu.

Po 1930 r. na cmentarzu została wniesiona kapliczka, w której po dziś dzień odprawiane są nabożeństwa żałobne.

Opowiadanie Pani Stefanii Dutkiewicz zamieszczone na portalu www.swieradowzdroj.pl jest jedną z relacji świadków czasów powojennych.

„W roku 1953 nabożeństwa w kościele ewangelickim odbywały się w każdą ostatnią niedzielę miesiąca. Świeradowski zbór obsługiwał pastor Gerstenstein z Wrocławia. Rok później z Warszawy przyjechał w te strony pastor Jajte i zamieszkał w Cieplicach, obsługując tamtejszy kościół oraz kościół Wang, nasz świeradowski zbór i kościół w Lubaniu. Wtedy też zdarzyła się pierwsza kradzież. Skradziono obraz umieszczony w ołtarzu kościoła. W domu parafialnym naprzeciw kościoła mieszkała rodzina ewangelicka p. Durynek. Rodzina ta bezinteresownie zajmowała się sprzątaniem kościoła, przygotowywaniem go do nabożeństw oraz chroniła przed wandalami i złodziejami. Oni tez zgłosili kradzież obrazu na milicję. W tamtym czasie posterunek mieścił się naprzeciw cmentarza. Milicjanci stwierdzili, że ponieważ nie jest to obiekt państwowy oni nie mają obowiązku wszczynać śledztwa w tej sprawie.  Po kilku tygodniach p. Durynek udaremnił kolejną kradzież. Złodzieje tym razem usiłowali skraść kryształowe kandelabry. Od tego momentu nabożeństwa  odbywały się w mieszkaniu państwa Durynków. Dalej dewastacja kościoła postępowała już szybko. Raz po raz wybijano szyby w kościele i wchodzono do jego wnętrza. To skłoniło mnie do napisania w tej sprawie do Ministerstwa d/s Wyznań powołując się w piśmie na konstytucyjną gwarancję wolności wyznania. Bardzo długo czekałam na odpowiedź. Po czterech miesiącach poinformowano mnie, że sprawa została skierowana do Wojewódzkiego Wydziału d/s Wyznań we Wrocławiu. Po upływie kolejnych miesięcy otrzymałam wreszcie odpowiedź: „Stwierdzamy po uprzednim zbadaniu sprawy i obiektu, iż kościół jest zabytkiem klasy zerowej i podlega absolutnej ochronie”. Niestety odpowiedź nadeszła zbyt późno, zdewastowany kościół rozebrano już zupełnie. Organy rozbito  a piszczałki z nich poniewierały się nawet w Czerniawie, jak również książki liturgiczne i  inne przedmioty. To co zdołano uratować, państwo Durynek przenieśli do zamieszkiwanego przez siebie budynku. Tych kilka rodzin ewangelickich które w okolicach Pobiednej, Czerniawy i Świeradowa mieszkały, własnymi siłami wyremontowało pomieszczenia w budynku obok cmentarza, które potem służyły nam jako kaplica. Wcześniej jeszcze cały budynek został zasiedlony przez Urząd Miasta, a póżniej stało się już tylko formalnością zrzeczenie się przez pastora Neumana prawa własności do tego budynku.” (opowiadanie Stefanii Dutkiewicz) 

 [nggallery id=19]

Valentin Trozendorf z Trójcy – nauczyciel Śląska

VALENTIN TROZENDORF – urodził się 14. lutego 1490 roku jako Valentin Friedland, syn Bernharda drobnego gospodarza w miejscowości Troischendorf, (również Trozendorf lub Trotzendorf ) dzisiaj Trójca, w pobliżu Zgorzelca. Wielokrotnie podejmowana przez Trozendorfa nauka w szkole w Zgorzelcu z powodu rodzinnego niedostatku musiała być przerywana. Dopiero śmierć rodziców i sprzedaż ich majątku pozwala mu udać się na studia na uniwersytecie w Lipsku. Podjęcie studiów w Lipsku w roku 1514 umożliwiło mu poznanie łaciny i greki. Już po półtorarocznych studiach w roku 1515 zatrudnił się w zgorzeleckiej szkole jako nauczyciel religii. W roku 1518 odebrał święcenia kapłańskie w katedrze wrocławskiej. W latach 1519-24 był kapłanem wrocławskiej kapituły. Natomiast 31. maja 1519 roku immatrykulował się jako Valentinus Trossendorf w Wittenberdze. W lipcu tego samego roku wziął udział w słynnej dyspucie lipskiej między Lutrem, a Eckiem. Chęć dalszego kształcenia się, zaszczepiona jeszcze przez jego matkę, której przypisuje się słowa: Synu pozostań w szkołach, zaprowadziła go tym razem do lekarza Żyda, u którego zatrudnił się jako służący. Wtedy poznał język hebrajski, co pozwoliło mu czytać Stary Testament.

W Wittenberdze Trozendorf prowadził wykłady na temat dzieł Cycerona i pisanych w języku greckim pism Pawła. Cieszył się wielkim powodzeniem wśród studentów, którzy wnosili go do sali wykładowej na rękach.

Rozgłos, jaki zyskał w Wittenberdze, skłonił Jerzego Helmricha – rektora, radcę dworu i burmistrza Złotoryi do zaproszenia Trozendorfa do kierowania złotoryjską szkołą. Po raz pierwszy rektorem szkoły w Złotoryi Trozendorf został w latach 1525-27. Spore zamieszanie wywoływał wówczas w Złotoryi, Legnicy i okolicach Caspar Schwenckfeld, którego poglądy teologiczne prowadziły do szeregu konfliktów. Był on zwolennikiem anabaptyzmu. Konflikty te zmusiły Trozendorfa do rezygnacji z prowadzenia szkoły w Złotoryi i przeniesienia się na uniwersytet w Legnicy. Utworzony 29. października 1526 roku uniwersytet w Legnicy miał być uczelnią luterańską, utworzoną na wzór takiej w Wittenberdze. Jego powstanie było wyrazem potrzeb i ambicji intelektualnych środowiska legnickiego oraz osobistych ówczesnego księcia, Fryderyka II z linii Piastów – zwolennika reformacji. Jedną z głównych przyczyn upadku tego uniwersytetu było odmienne interpretowanie poglądów Lutra. W roku 1529 Schwenckfeld, będący jednym z profesorów legnickiego uniwersytetu, zmuszony został do opuszczenia Legnicy i Śląska z powodu głoszonych przez siebie poglądów. Legnicę opuścił jednak także i Trozendorf udając się wraz ze studentami do Wittenbergi. Tam pozostał przez dwa lata. Zwycięstwo luteranizmu w księstwie legnickim pozwoliło na powrót Trozendorfa do Złotoryi, gdzie piastującym urząd burmistrza był nadal Jerzy Helmrich. Miało to miejsce w roku 1531. Wówczas Trozendorf został ponownie rektorem złotoryjskiej szkoły. Decyzja o powrocie do Złotoryi była decyzją, oceniając z perspektywy późniejszych wydarzeń, bardzo trafną. Otworzyła ona w dziejach złotoryjskiego gimnazjum, miasta, a nawet Śląska i częściowo także Europy, nowy piękny rozdział.

Dzieło budowy złotoryjskiej szkoły rozpoczął od nowa, zarówno poprzez kompletowanie kadry nauczycielskiej, uzyskanie nowego budynku szkolnego jak również poprzez tworzenie programu nauczania. Z Wittenbergi sprowadził trzech wykwalifikowanych nauczycieli, co w efekcie pozwoliło na osiągnięcie stanu pełnego zatrudnienia w liczbie siedmiu nauczycieli. W roku 1540 Fryderyk II przekazał szkole pusty od czasów reformacji klasztor franciszkański. Złotoryjska szkoła łacińska otrzymała w roku 1546 statut i przekształcona została w gimnazjum. Była wówczas placówką bardzo dobrze zorganizowaną, funkcjonującą w oparciu o własny system organizacyjno-wychowawczy i dydaktyczny, mającą pełne zabezpieczenie kadrowe i bazowe, osiągającą wybitne wyniki, które przysporzyły jej sławy i rozgłosu w całej Europie. Przede wszystkim wysoka dyscyplina i staranność w nauczaniu przyczyniły się do tego rozgłosu. W tym czasie, w roku 1546, powstaje słynny Porządek Szkolny, największe dzieło Trozendorfa, jako rezultat jego rozmów z Fryderykiem II. Porządek szkolny to trwała i zasłużona pozycja w pedagogice śląskiej i europejskiej.

Valentin Trozendorf jest autorem także innych prac. Należą do nich: Catechesis – kompendium wiedzy pochodzącej z Pisma Świętego, Rosarium – książka z przypowieściami dla szkół protestanckich nawiązującymi do Starego i Nowego Testamentu, sporządzonymi w językach: niemieckim, greckim, łacińskim i hebrajskim, Precationes – modlitwy na święta i inne okazje.

Ciekawą wydaje się sprawa nauczania religii w złotoryjskiej szkole. Odbywały się one w oparciu o opracowany przez rektora czyli Trozendorfa podręcznik. Cała lekcja składała się z pytań i odpowiedzi według porządku zawartego w Małym Katechizmie Lutra. U Trozendorfa wszystko zyskiwało sankcję religijną lub przynajmniej kontekst religijny. Mówiąc o swojej szkole używał określenia: nasza szkoła jest domem Pana. Był on przekonany o swoim biblijnym posłannictwie w Złotoryi. Porównał Złotoryję do starożytnej Sarepty, a swoją działalność do proroka Eliasza, który to w Sarepcie, w miejscu dawnej kopalni złota posiał złote ziarenka Słowa Bożego. Swoje imię i nazwisko również ciekawie tłumaczył. Imię Valentin odnosił do tego, że musi być silny od valere, a Trozendorf oznaczało, według jego tłumaczenia, konieczność stawienia czoła złu i przeciwnościom pomimo (trotzen) wszystko. Naukę śpiewu w szkole traktował jako przygotowanie do śpiewu w niebie w chórze aniołów. Szereg nazw, zjawisk i innych rzeczy również interpretował w podobnym duchu. Nauczyciel Śląska – Valentin Trozendorf doczekał się dzisiaj swojego pomnika na wzór tego, który stanął przed złotoryjskim kościołem w roku 1908 z inicjatywy Związku Nauczycieli. Jego odsłonięcie, poprzedzone nabożeństwem ekumenicznym, w którym udział wziął ks. Jan Zajączkowski, miało miejsce 26. maja 1996 roku. Pomnik stanął w tym samym miejscu, w którym stał poprzedni.

Przed II wojną światową, każdy nawet przeciętnie wykształcony Dolnoślązak wiedział, kto to jest Trozendorf. Okres powojenny to znikoma lub prawie żadna wiedza o rektorze szkoły złotoryjskiej Valentinie Trozendorfie. Pewna zmiana nastąpiła dopiero w roku 1975, kiedy Alfred Michler dyrektor Liceum wygłosił referat nawiązujący do Gimnazjum Humanistycznego w Złotoryi w XVI wieku. Od tego czasu obserwowane jest stopniowe zainteresowanie jego osobą. Ciekawostką jest także i to, że jeden z witraży kościoła ewangelickiego w Legnicy przedstawia postać Valentina Trozendorfa w niezwykłych okolicznościach. Był on uczestnikiem nabożeństwa, w którym książę Fryderyk II wraz ze swoją małżonką przyjmują Komunię Świętą pod dwiema postaciami zgodnie z duchem reformacji. Wiele interesujących zdarzeń z życia Trozendorfa pozwala nam wyrobić sobie pewien pogląd o człowieku, który stał się oddanym sprawie reformacji orędownikiem, związanej z nią, oświaty. Ogromny wpływ wywarł na niego bez wątpienia jego przyjaciel Filip Melanchton.

ks. Cezary Królewicz

Kościół Ewangelicki „U studni Jezusa” w Biedrzychowicach

Kiedy przegląda się sprawozdania z biedrzychowickiego kościoła z połowy XIX wieku przewijają się wielokrotnie nazwiska dwóch proboszczów: Ferdinanda Strehle i Ludwika Suin de Boutemand. Obaj w podobny sposób podchodzili do społecznego i duchowego życia parafii w kontekście zachodzących zmian na ówczesnej niemieckiej wsi. Zarówno jeden jak i drugi byli dobrymi organizatorami i potrafili też umiejętnie korzystać ze szczodrości barona Aleksandra von Minutoli.
Pastor Strehle przybył do Biedrzychowic 7 września 1864 roku i pełnił posługę przez kolejne cztery lata do końca lipca 1868 roku. Wcześniej był kaznodzieją pomocniczym we Wrocławiu, a następnie diakonem w Lubinie. Zastąpił wielce zasłużonego proboszcza i superintendenta A. Dehmela, który w Biedrzychowicach spędził 61 lat. Początkowo wprowadził miesięczne misjonarskie godziny, a 27 lutego 1865 roku założył Parafialne Towarzystwo Misyjne. Już 18 czerwca świętowano pierwsze misjonarskie święto. Związek nie przyłączył się organizacyjnie do żadnego innego towarzystwa, a zwierzchność należała jedynie do rady kościelnej. W pierwszych ośmiu miesiącach jego istnienia zebrano 208 talarów, z czego 4 talary otrzymała misja w Chinach, 50 talarów misja w Berlinie, 150 talarów misja w Gossner. Zbierano nawet na budowę kościoła pod Kols w Indiach, który następnie otrzymał nazwę biedrzychowickiego kościoła (?U Studni Jezusa?). Pełne rozliczenie finansowe pastor przedstawiał corocznie w Kirchlichen Wochenblatt. W kolejnych dwóch latach Towarzystwo Misyjne zebrało i rozdysponowało kolejne 437 talarów.
Roczne uroczyste zebrania rozpoczynały się nabożeństwem w kościele, a kończyły się zabawami ludowymi na świeżym powietrzu. Ciekawostką jest, że święto w czerwcu 1869 roku połączone było z chrztem chińskiego młodzieńca. Uroczystości trwały również następnego dnia, głównie już w parafialnym ogrodzie. Zaproszeni goście i mówcy ugaszczani byli przez żonę proboszcza, której pomagały kobiety ze wsi i pańskiego folwarku. Do 1881 roku, kiedy następca pastora Strehle superintendent Ludwik Suin de Boutemand odchodził do garnizonowego Kłodzka, co roku w czerwcu społeczność kościelna świętowała misjonarskie rocznice. Następcą został od 25 maja 1887 roku pastor Georg Ritter, wcześniej wikary w Tröbnitz i kaznodzieja misyjny w Legnicy. W Biedrzychowicach pełnił posługę przez kolejne 5 lat, kiedy otrzymał funkcję wyższego proboszcza w Leśnej, a po utworzeniu drugiej lubańskiej diecezji został jej superintendentem. Wspomniany i wielce zasłużony pastor Strehle pojawił się jeszcze raz w Biedrzychowicach 1 czerwca 1890 roku zaproszony jako gość honorowy z okazji 25-lecia założonego przez siebie Towarzystwa Misyjnego. Ozdobą uroczystości kościelnych było wygłoszone przez niego odświętne kazanie.
Metoda wędrownego głoszenia kazań przy okazji lokalnych świąt została podchwycona już od 1865 roku przez młody wewnątrzkościelny ruch odnowienia wewnętrznego na Śląsku i Górnych Łużycach. Z powodu braku podróżujących kaznodziei, dla wewnętrznego posłannictwa, każdorazowo dwaj proboszczowie łączyli się i przybywając do parafii, jeden miał kazanie, drugi prowadził spotkania z wiernymi. Pastor Suin de Boutemand ciągnął dalej to dodatkowe zobowiązanie już po tym jak w 1868 objął biedrzychowicką parafię. Tak się zdarzało, że w tej samej miejscowości Łużyczanie często przysłuchiwali się luterańskim kaznodziejom. Mieszał się język niemiecki z łużyckim, ludzie bratali się. W ten sposób, w ciągu 14 dni 1865 roku, odwiedził z kolegami władającymi językiem łużyckim 5 kolejnych miejscowości (Hoyeswerda, Lohsa, Berna, Hohenbocha i Wiednitz).
Misjonarskie święta Parafialnego Towarzystwa Misyjnego w Biedrzychowicach niczym nie odbiegały od tych na Górnych Łużycach. Z okazji pierwszego misjonarskiego święta kościół pięknie udekorowany, ukwiecony i zapełniony wiernymi, jak podaje Kościelny Tygodnik, wysłuchał odświętnego kazania pastora Weikerta z Siegersdorf, następnie pastor Prochnow z Berlina miał dwugodzinny wykład ze swoich 18-letnich misjonarskich doświadczeń w Indii. Końcowe błogosławieństwo udzielił superintendent Pudor. Liturgię odprawiał oczywiście pastor Strehle, który we wspomnianym Tygodniku Kościelnym napisał, że uroczystości po nabożeństwie trwały od godz. 16 do 19 i zebrano 80 talarów.
Trzecią rocznicę obchodzono pod koniec lipca 1867 roku i trwała ponad 5 godzin. Następnego dnia, początkowo w kościele, a następnie już na świeżym powietrzu, siedząc z powodu opadów na workach i pledach, wierni wysłuchali sprawozdania z posłannictwa do Australii i na wyspy karaibskie, a także o zgubnym wpływie alkoholu. Informacji na ten temat jest sporo, gdyż pastor Strehle opuszczając Biedrzychowice wydał we wrocławskim wydawnictwie E. Morgensterna rozprawę o chrześcijańskich zabawach ludowych.
Z chwilą uruchomienia kolei podróżujący kaznodzieje często podczas podróży rozrzucali stosowne ulotki i pisma kiedy tylko zauważyli grupki ludzi czy też robotników torowych. Ponieważ nie wszyscy podróżni akceptowali takie zachowanie i zapewne po skargach dyrekcja kolei w 1884 roku zabroniła tego procederu. Powołano się też na fakt zaśmiecania torowisk. Pastor Suin de Boutemand wspominał, iż często ludzie przynosili znalezione pisma zapraszające do wstępowania do ruchu odnowienia.
Kościelne ludowe święta były doskonałą okazją do rozprowadzania druków kościelnych i misyjnych. Przygotowywano stosowne stoły, na których prezentowano wydawnictwa zarówno do kupienia jak i rozdawnictwa. Tak też było w Biedrzychowicach. Kiedy 14 lipca 1881 roku obchodzono misjonarskie święto przybyli na nie dwaj misjonarze z misji w Indiach i Grenlandii, który również niezależnie od przemów sprzedawali wspomniane pisma. O tym fakcie wspomina w Tygodniku Kościelnym kolejny biedrzychowicki proboszcz, August Wilhelm Bürgel.
Wspomniałem wcześniej o chrzcie młodego Chińczyka, warto jednak podać kilka faktów. 9 czerwca 1869 roku o godz. 14 rozpoczęły się ośmiodniowe obchody misjonarskiego święta połączone z chrztem poganina, co samo w sobie stanowiło lokalną atrakcję. Kazanie wygłosił superintendent Ueberschär, mowa przypadła w udziale pastorowi Weikertowi, po czym ochrzczono 19-letniego Chińczyka Ika Han-Emi. Świadkami chrztu byli: baronowa Louise von Boenigk ze Zgorzelca, patron kościoła baron Aleksander von Mimnutoli, superintendent Pudor – pastor w Nawojowie, oraz diakon Schuricht – prezydent Stowarzyszenia Misyjnego w Chinach.
Warto również wspomnieć o innych ludziach bezpośrednio związanych z kościołem ?Zum Jesusbrunnen? w Biedrzychowicach, którzy czynnie uczestniczyli w jego życiu w opisywanym okresie. Do śmierci, tj. do 11 grudnia 1824 roku kantorem był Benjamin Küchn. Po nim urząd ten pełnił do 1872 roku Karl Oesterreich, a następnie przez osiem kolejnych lat Johannes F. Senftleben. W 1880 roku przybył do Biedrzychowic Ernst Ludwig Rösler, wcześniej nauczyciel i kantor w Świeciu. Pełnił on jednocześnie w biedrzychowickim kościele funkcję zakrystianina.
Katechetami byli kolejno: Johann G.Naski (od 1822 roku pastor w Jałowcu), Gottlob T.Reichel (do śmierci w 1842 roku), Gustav E.Lichtenstein (po 12-letniej pracy otrzymał również pastorostwo w Jałowcu), Friedrich Kühn i August E. Stössel.

Kościół U Studni Jezusa w historię wpisany
Pierwsze 200 lat istnienia (cz. 2)

Pastor Johann August Dehmel oprócz wielkich zasług dla parafii w Biedrzychowicach równie energicznie spełniał się pełniąc urząd superintendenta w Lubaniu. Nawet w wieku 79 lat w dalszym ciągu piastował tę funkcję wspomagając w sposób istotny swego brata Ehrenreicha w Zarębie. Oprócz Böttnerów to właśnie Dehmelowie z pokolenia na pokolenie umacniali na naszym terenie kościół ewangelicki, koligacąc się poprzez żony z innymi znanymi wówczas rodzinami pastorskimi.
Kontynuując historię kościoła U Studni Jezusa w Biedrzychowicach nie sposób nie wspomnieć o katechetach i aktywnych członkach rady parafialnej. Pierwszym, o którym wspominają kroniki był w latach 1731-1733 Georg Winzer, który wcześniej nauczał w miejscowości Trzebień. Jego następcą został Johann Georg Goldbach, urodzony 7 czerwca we Wrocławiu. Przebywał w Biedrzychowicach w latach 1733-1744. Zmarł w wieku 72 lat 28 czerwca 1765 roku. On to po odejściu pastora Paula Hoppe zastąpił go w poobiednich medytacjach. W 1766 roku pojawił się w parafii Johann Gottlob Krause. Był on pierwszym, który otrzymał możliwość nauczania w budynku szkoły ewangelickiej. Zmarł przedwcześnie 3 lutego 1782 roku, po chorobie, w wieku 46 lat. Jego następcą został Johann Gottlieb Opitz z Czerniawy. Po jego śmierci w 1818 roku zastąpił go Johann Gottlieb Naski z Mirska. Objął on katedrę w pierwszą niedzielę adwentu i nauczał do 1822 roku, kiedy odszedł już jako pastor do Jałowca, gdzie zmarł w 1837 roku. Jego następcą w latach 1837-1842 był Gottlob Traugott Reichel. Przybył do Biedrzychowic z Górnych Łużyc z miejscowości Bernstadt. Kolejnym był Gustav Eduard Lichtenstein ze Zgorzelca. Objął swój urząd tymczasowo w 1842 roku, gdyż formalne wprowadzenie nastąpiło później. Po 12 latach pracy w Biedrzychowicach otrzymał, w drugą niedzielę adwentu 1854 roku, pastorostwo w zrujnowanym dzisiaj kościele w Jałowcu. Okres pierwszych 200 lat zamykają Friedrich Julius Kühn z Wrocławia i August Ernst Stössel z Zielonej Góry.
Poczesne miejsce w historii biedrzychowickiego kościoła zajmują członkowie rady wspomagającej kościół. Wymienić tu należy Matthäusa Fuchsa, Christopha Wittiga, Friedricha Semmlera, Christiana Weckera, Johanna Gottfrieda Rösslera (odszedł jako kantor i organista do Bolesławca), Gottfrieda Sigismunda (za jego czasów wprowadzono na wieżę kościelną nowe dzwony), Benjamina Gottloba Kühna i Karla Gottlieba Destereicha z Giebułtowa.
Istotne są też informacje demograficzne oparte na księgach parafialnych z lat 1756-1855. Dowiadujemy się między innymi, że w tym okresie udzielono ślubu 1701 parom (najwięcej 32 w roku 1826, najmniej w 1848 roku jedna para). W tym czasie urodziło się 6507 dzieci, a zmarło 5719 osób (najwięcej w 1807 roku – 116 osób). W okresie pierwszych 200 lat ochrzczono 21.123 dzieci. Faktycznie liczba ta jest wyższa gdyż jeszcze przed 1800 rokiem zaginęła bezpowrotnie księga chrztów za lata 1745-1748.
Pora poświęcić kilka słów samemu budynkowi kościoła. Skutecznie opierał się on kataklizmom pogodowym aż do roku 1755, kiedy to 21 czerwca piorun trafił w wieżę i dach świątyni powodując spore zniszczenia. Początkowo dokonano prowizorycznych napraw, aby w 1789 roku zdjąć zwieńczenie kopuły kościelnej z kulą w celu pozłocenia i ponownego zamontowania na odnowionym już hełmie. Łączny koszt naprawy wyniósł 300 talarów. Podobnie stało się w 1811 roku, gdy za kwotę 400 talarów ponownie naprawiono kopułę i mur wieży kościelnej. Od tej daty wieża została zaopatrzona w piorunochron.
W roku 1779 odlano za kwotę 876 talarów trzy dzwony o wadze 14, 7 i 4 cetnarów. 50 talarów pochodziło z kasy patrona Christopha von Schweinitza, 93 z zagranicy, 226 zebrali wierni z parafii, a 300 podarował przewodniczący gminy Linke (na zakup małego dzwonu). Pozostałe 207 talarów zebrali wierni z innych okolicznych kościołów.
Nocą z 7 na 8 października 1782 roku, podobnie jak wcześniej w 1702, została splądrowana zakrystia. Przebito się przez mur i zrabowano dwa kielichy, talerz i jedną z hostii wraz z futerałem. Już dwa lata później brakujące sprzęty podarował kościołowi pan von Schweinitz. Mniejsze kradzieże powtarzały się jeszcze kilkukrotnie. Ukradziono tabernakulum, metalowy żyrandol i sukienne haftowane dekoracje. I tak, kiedy ukradziono dekoracje zielonkawe wówczas dla odmiany kupowano sukno chabrowe. Jednak gdy włamania zaczęły się powtarzać kościół ubierano i dekorowano tuż przed uroczystościami, trzymając wszystko w zamknięciu.
Członkowie gminy również czynnie wspierali kościół. R. Linke, oprócz wspomnianych 300 talarów na dzwon, ufundował w 1773 roku konfesjonał i 107 talarów w gotówce, a na Boże Narodzenie 1795 roku szklany żyrandol za 25 złotych dukatów. Kupiec Richter sprezentował w 1787 roku przykrycie ambony z bogatymi złotymi frędzlami. W 1853 roku biedrzychowiccy wierni złożyli się na zakup nowych dekoracji ołtarza i rzeźbionej ambony.
Zmarły 5 marca 1820 roku w Bautzen pastor Christian Friedrich Hoppe zapisał na wypadek pożaru kościoła 250 talarów, które polecił kapitalizować, tak że po czasie suma ta urosła do 700 talarów.
Na dzień obchodów święta 200-lecia kościoła każda z czterech okolicznych wsi doposażyła świątynię. Biedrzychowice zebrały 110 talarów, za które zakupiono dwa szklane żyrandole. Mieszkańcy Karłowic za 18 talarów ufundowali obraz dr. Marcina Lutra, wierni z Nowej Świdnicy za zebrane 21 talarów wymienili olinowanie dzwonów, a Zapusta podarowała wartą 35 talarów srebrną winną konewkę. Zawsze uczynna pani Kemintz z Biedrzychowic zakupiła bogato haftowany kobierzec przed ołtarz wraz z przykryciem jego stopni.
Sama uroczystość rozpoczęła się spotkaniem przybyłych wiernych i zaproszonych gości przed pastorówką, skąd ze śpiewem, przy akompaniamencie dzwonów, udano się do kościoła. Liturgię rozpoczęli katecheci. Odczytano stosowne do okoliczności psalmy, a następnie głos zabrał P. P. Bornmann – superintendent z Lubania. Po nim uroczyste kazanie oparte na Psalmie 26,6-8 wygłosił pastor Dehmel, który prowadził już dalej nabożeństwo aż do końcowego błogosławieństwa. Oprawa muzyczna należała do kantora Destereicha. Tego samego dnia nabożeństwo wieczorne odprawił młodszy syn pastora Dehmela, Julius, przybyły na uroczystość z Kesselsdorf.
Wprawdzie większość moich artykułów opisuje dawną Olszynę jednak nie mogę sobie odmówić, aby od czasu do czasu przedstawić równie interesujące fakty z życia miejscowości przyległych. Tym bardziej, że historycznie są one od dawna ze sobą powiązane.
Zbigniew Madurowicz